MY STORY
Ja też kiedyś zaczynałam:)
once upon a time...
Moja historia z samodzielnym uczeniem się języka zaczęła się od ekranizacji Dzieci z Bullerbyn, kiedy to siadałam z notatnikiem i zapisywałam szwedzkie słówka, które usłyszałam. Wymiękłam przy kiełbasie mocno podsuszonej i stwierdziłam, że chyba zacznę od angielskiego. Po nieudanych próbach przeczytania książek w oryginale zaczęłam łapać, o co chodzi. Trzeba zacząć powoli, wykorzystując każdą możliwość. Więc oglądałam filmy z polskimi napisami i próbowałam połączyć to, co aktorzy mówią, z tym, co pojawia się w napisach. Czytałam teksty ulubionych piosenek, starając się zrozumieć, co autor miał na myśli.
Potem zaczęłam je śpiewać i dzięki temu zapamiętywać. A pewnego dnia stwierdziłam, że muszę poćwiczyć mówienie. A że nie miałam możliwości znaleźć chętnego rozmówcy, gadałam sama do siebie. Tak. Tak po prostu, na różne tematy (na ogół rozwiązywałam swoje "poważne" nastoletnie problemy). I nagle okazało się, że to działa! Że godziny spędzone na oglądaniu "Grey's Anatomy" i śpiewania piosenek z Mamma Mia wreszcie się opłaciły. Pozostało tylko utrwalić gramatyczne struktury, które same przyswoiły się dzięki wystawieniu na kontakt z językiem. Kursy przygotowujące do
egzaminów sprawdziły się w tej roli idealnie. Mogłam wejść na wyższy poziom i robić coraz więcej rzeczy używając języka angielskiego (przede wszystkim rozumieć językowe suchary, które uwielbiam). Dopiero na studiach dowiedziałam się, że taki sposób nauki to immersja językowa oraz context i content based learning. Swoją pracę licencjacką poświęciłam opisywaniu, w jaki sposób zredukować stres i bariery językowe poprzez wykorzystywanie właśnie tych metod, dzięki czemu miałam okazję zobaczyć w praktyce, jak działają one na uczniów. Praca magisterska umożliwiła mi z kolei stworzenie kursu językowego oraz materiałów dla osób związanych z przemysłem młynarskim, w którym połączyłam uczenie języka ogólnego w specjalistycznym kontekście.